piątek, 24 marca 2017

Złoty wiek I


pomylone wieki, niech żyje król 
niech zdycha przeklęty 

ruchem polityki mojej lewej ręki wysyłam w świat 
zastępy wiernych wykonania moich wskazań 
pstryczek w mapę i leci, rozsypuje się w pył 

władza, rozsądek lepszych, rozsądnie klęknij 
nie chcesz, strzał . ruch miecza i potoczyła się głowa 
powieka drży, rozszerzona źrenica i zaciśnięte zęby w krzyk 


uciekaj nie zwlekaj, tańczą na grobach 
było nas tylu w tylu wojnach 
że gdzie nie staniesz tam depczesz 

świat wybrukowany warstwami ludzkich ciał 
jak w którejś z wizji piekła 

groteskowo po mikro poplątani 
wdychamy ich z cząsteczkami 
z nas wydmuchujemy nos 
nas organizm 

1.
.. 
Stanął na skrzyżowaniu dróg, u pasa miecz 
lekka kolczuga pod kurtką, drobne oczka splecione mocno 
kurtka natomiast wielowarstwowa jak kewlar i ciepła 
głowa odsłonięta, długie włosy, widać że w podróży od paru dni 

Ojce wysłali go na wojnę, w oddziale jest ich jeszcze trzydziestu 
było stu ale wynik zniekształciła bitwa, robi zwiad on i trzech innych 
są gdzieś dalej, oni są, ale gdzie jest wróg? 

Nagle poczuł strzałę, przeszła przez lewe ramię, impet rzucił nim w tył 
wykorzystał tą siłę i odturlał się w wysoką trawę, następna strzała w skroń 

.. 
Jakie wieści? 
Wróg u bram miasta. Wstępne działania podjęte, co rozkażesz panie? 
Ilu. 
Wielu panie, zwiad donosi o kilkuset tysiącach, machiny będą za trzy dni. 
Przegląd wojsk. 
Za godzinę panie. 
Za godzinę, dobrze, wychodząc zawołaj do mnie Erta. 

pokój wykuty w kamieniu, całe Ugrat takie było, miasto wykute w górze. 
kamień szary, przetykany różnego koloru żyłami metali 
mury są ze złupanych warstw góry, jak ogryzek pałac z wieżą 
w niej wiara tysięcy ludzi, że świat nie pokona ich 
miasto bogate, miasto ideału z tysiącem strażników u samych tylko bram. 

To podstęp, ale my też mamy swoje podstępy 
Ert, a może oni po prostu są głupi? 
Bój się głupców, są często nieprzewidywalni

2.


Sanktuarium Życia, dwa dni drogi na północ od Ugrat. 
 
świece wokół ołtarza, na nim kobieta, wyrasta żywa z gruszy 
leży na jej pniu, unoszą się nad skałą w kilkustopniowym wzroście 
widać cierpienie w zaciśniętych palcach, głowa odchylona 
eksponuje tętno na szyi, usta otwarte, wywinięte wargi i zaciśnięte  zęby 

na nich skrzepła krew z odgryzionego języka. 
 
włosy w kolorze złota z pojedynczymi pasmami miedzi 
splatają się z pędami i gałęziami, układają i pieszczą z liśćmi i drobnymi owocami. 

kobieta od bioder w dół jest zanurzona w ziemi 
splątana z korzeniami, które wysysają jej życie, pozwalając jej żyć. 
 
ołtarz otoczony jest kręgiem skał, nie ma ścian, dachu, ale mimo to panuje tu mrok 
nie ciemność, ale wystarczający cień by światło świec nadawało temu miejscu klimat i wystrój 
zza skały wyszedł chłopiec, młodzieniec siedemnastoletni może 
ubrany w skórę długowłosego zwierzęcia, skóra jest łączona złotem 
na głowie ma przepaskę z białej tkaniny zakończoną kucykiem włosów 
idealnie czarne, przerażająco czarne, pochłaniająca wszystko wokół drapieżna czerń 

mieniąca się odbitą w nich pustką. 
 
twarz piękna, mimo głębokiej i świeżej blizny od lewego ucha do kości policzkowej 
oczy szare, duże i owalne, powieki lekko uchylone, brwi normalne, ciemne 
twarz w kształcie lekko podłużna i szczupła, uszy przylegające do głowy i małe. 
 
Bogowie, co oni ci zrobili. Matko... 
 
kobieta poruszyła się, uniosła głowę. rysy wygładziły się 
dopiero teraz uwidoczniły się jej oczy
całe drzewo poruszyło się wraz z nią, spojrzało całe drzewo na gościa. 
 
Matko, powiedz, czy mam zakończyć to cierpienie? 
 
gest głową, z oporem ale przeczący. widać było po mimice że bardzo chce przemówić 
ale coś ją powstrzymuje. 
 
Matko? Nie obawiaj się, zaopiekuję się tobą 
 
wyciągnięta dłoń, z oporem i bólem wyciągnęła do niego dłoń 
delikatną, niemal przeźroczystą. o idealnych paznokciach 
idealnym kształcie knykci, pełna harmonia. 
 
chłopiec podszedł powoli, twarz skupiona, ale w oczach widać wzruszenie, 
wziął w dłonie dłoń matki, i złożył pocałunek na wewnętrznej jej stronie. 
 
Nie! 
 
ogromny, barczysty mężczyzna wybiegł z miejsca w którym pojawił się młodzian, 
sekunda, bardzo płodna sekunda. chłopak został wciągnięty w trakcie całowania przegubu 
widoczny jako szybkie szarpnięcie i szlak przez rękę, przez bark 
przez piersi mostek i brzuch aż do łona. korzenie 
 
Nie! 
 
mężczyzna z dwuręcznym mieczem rzuca się w stronę drzewa 
ono wstaje, ona wstaje, otwiera usta i stada szerszeni 
z wibrującym wrzaskiem zagrożenia ruszyły do ataku. 
 
świece zgasły, na martwym mężczyźnie bez najmniejszego dźwięku żerują szerszenie 
a kobieta smutna, zaczyna śpiewać, bez słów, melodia straszliwego żalu roznosi się po łąkach 

po łąkach którymi maszeruje armia 
szeregi ubranych w ciężkie skóry długowłosych zwierząt mężczyzn 
stanęły na chwilę. w oczach zakręciły się łzy. 


3.

"czasami kiedy świat staje
wszystko gwałtownie się turla "

Arcymag Festusz

wieża Hert osiem dni na południe od Ugrat

Ojcze.

sala wykuta w półprzezroczystej skale
pusta. na ziemi siedzi mały mężczyzna w diademie
bawi się drewnianym koniem

Tak? Kliick klock ichaaa...

Czas na lekarstwo.

chłopiec wyciąga rękę z fiolką do połowy wypełnioną ciemno brunatnym płynem.
mężczyzna odwraca w jego stronę twarz, wysuszona, maluje się na niej obrzydzenie i strach.

Zabili smoka. Kolejnego zabili.

Tak ojcze, wszystko byś poczuł się lepiej.

Lepiej!? Czuję się wspaniale! Odejdź!

Ojcze, wypij to, proszę po dobroci.

chłopiec wygląda na dziewięć lat, mimo wątłości mężczyzny jest od niego prawie dwa razy mniejszy.

Nie. Odejdź, jako twój ojciec i kró...

Ja jestem królem, pij to głupcze!

mężczyzna przygląda się dziecku. wyciąga rękę po fiolkę, bierze i rzuca ją o ziemię.
ciecz rozlewa się po posadzce. chłopiec podchodzi, wyjmuje chustkę ozdobioną w haft
wyciera ciecz, starannie i powoli. mężczyzna się przygląda. chłopiec kończy. patrzy na ojca. jedną ręką chwyta go za żuchwę, a drugą wpycha do gardła chustkę. mężczyzna rzęzi, ale wygląda jakby nic nie mógł uczynić. ciało staje się bezwładne
a chłopiec nadal trzyma go za twarz i patrzy na agonię. po chwili znudzony wypuszcza ciało na posadzkę z głuchym uderzeniem głowy. patrzy przed siebie i recytuje.

.

za ongiś zaogni się świat
smoki upadną, przyjdą ludzie
ludzie upadną, przyjdzie nic
nic nie upadnie jak ongiś

słowo odejdzie, zastąpi je melodia
melodia odejdzie, nastąpi kres
kres nie odejdzie aż się dokona
dokona się w wieczny sen

świat cieni i barw jaskrawych
nastąpi wszystko i wszystko na raz
nie łaska wplecie się w łaskawość
z wodą wymiesza się krwawy kwas

dzieci i starcy kobiece owoce
kobieca zgnilizna na łonach trąd
i będzie lizał je smok wyuzdany
plując wciąż siarką, wżerając srom

oto nadchodzę jak burza przez góry
straszliwsza tym że przebędzie je
na nic fortece, miecze, herosi
nadchodzi burza, świat zmyje deszcz


4.

pola uprawne, szachownice fasoli, pomidorów
sałaty, kapusty. dalej zboża. tyle widać ze wzgórza
uporządkowany świat ludzi. między polami drogi
rowy melioracyjne, w równych odstępach żurawie
stu dni, tyle trwa wegetacja w królestwie

Cóż Breg, nie mam pomysłu, już wszystkiego próbowaliśmy
golemy nie chcą działać bez ich krwi, my nie umiemy ich hodować
a one umierają. Strach mnie ogarnia przed chaosem który nastąpi
tak w mieście jak i na świecie  kiedy zabraknie smoków.

mężczyźni w szarych szatach stoją na wyłomie skalnym obserwując 
maszerującą drogą kolumnę golemów. z upraw do ziemi, do kopalni
wykorzystanie, funkcjonalność szarej masy. groteskowe ciała
bez znaków szczególnych, bez twarzy, bez płci. idą.

Tak, ta wojna może okazać się wybawieniem,tak myślę.
Spójrz...

ręka wskazuje punkt na horyzoncie

... jeszcze jest nadzieja, nie trać jej, bo czasem wróg i wojna są najpewniejszym traktem postępu.

do mężczyzn podchodzi chłopiec, kilkuletni, w bogatej szacie
przeszywanej złotymi ornamentami na białym tle, jest pobrudzony błotem
twarz radosna, pod nosem ślad po cieknięciu, na rękawie ślad
po częstym wycieraniu cieknięcia z nosa.

Poszę pana,

szarpie szatę Brega

, pan to zgubił na dziedzicu.

O,

ze zdziwieniem na twarzy

, na dziedzińcu mały,

bierze kartkę, drugą ręką gładzi włosy dziecka

, dziękuję.

podaje towarzyszowi kartkę, ten czyta

Nie! To nie możliwe!

(ostatni zabity nie miał krwi
fantom)

z oddali dochodzi wrzask, gdzieś z lewej nadpływa muzyka
czas zacząć się modlić, śpiew.

w dawnej trwodze, w dawnej ziemi
gdy wykuto pierwszy dźwięk
z iskry powstał smok i przebił
górę by wynaleźć lot

znalazł słońce, znalazł przestrzeń
dał się nieść przez wietrzny prąd
a my liście góry wielkiej
wśród korzeni mamy dom

daj nam siły i witalność
daj nam moc by zniszczyć los
on przykuwa nas do ziemi
z niej czerpiemy każdy kęs

daj nam siłę, krwi nie oszczędź
daj nam siły, oddaj lot
byśmy mogli wciąż owocnie
drążyć w górze własny dom...

5.

Świątynia Życia

Pani.

oparty o jedną ze skał siedzi mężczyzna,  piękna twarz
ciemne oczy i włosy. nogi ucięte w kolanach, ręce ucięte w łokciach
jest nie dyskretnie nagi.

Pani! 

kobieta spojrzała na niego i skończyła śpiew.  
szerszenie wzbiły się w niebo, rytualnie zataczając koła będą lecieć aż umrą i spadną.

Pani, nie miałaś wyboru, to już był inny człowiek.
Przecież wiesz że pił smoki.

zaszeleściły liście,  jedna z gałązek odłamała się,  upadła i z nienaturalnym wiatrem potoczyła się do mężczyzny. 

Hahaha, piękny dar, wolność. ..

mimo śmiechu widać było na jego twarzy ból i lęk. 

...moja wolność to służba tobie pani, to mój sens, jedyny sens.

gałązka zaczyna rosnąć,  opłata mężczyznę, buduje mu nogi, wplata się w brzuch, w tors, przebija serce i wyrywa się z barków wyplatając ręce.  krew szybko zastyga, ale oczy pozostają zamglone. 
słyszeliście kiedyś mrówkę? kobieta otworzyła usta, dźwięk który się czuje, dźwięk ciszy od którego wibruje świat.  ciało mężczyzny w skórach wybuchło,  armia upadła na kolana z jękiem, twarzami w kurz. 
drzewo zafalowało. nad sanktuarium pojawił się na niebie punkt. czarna gwiazda, znak czasów. 

6.

 gobelin w szałasie Arcymaga mówi

"nie winno się, zabieram zmierzch
za bierny sen, zabierz mi sens
siebie mi zabierz, za wierz odpowiedź
od rzezi w Kemen, po bezkresny tren"

Siadam 

i Arcymag wśród suchych liści
kruchych paproci, miałkich winorośli
z bala szkielet na ścianach z kijków 
poprzeplatanych warstw kilkadziesiąt
z zewnątrz mchem gęsto porasta
od wewnątrz gobelinów okna
tkana tapeta, pogrążona w rozmowie sztuka

Witajcie.

jakiś czas dalej leci smok, niewielki
czterech ludzi długości, jeden i głowa wzrostu


  
7.

ogród kamieni 

Przeklęty głupiec. 

alejką idzie chłopiec 
ręce trzyma za sobą, dłoń spleciona z nadgarstkiem 
idzie powoli, przechadza się i mówi patrząc przed siebie
ma królewski diadem na głowie 

To nic, to nic. Dokonało się zawczasu, zawsze to lepiej niż zbyt późno. 

siada na ławeczce, wyjmuje z rękawa małą książeczkę 
oprawiona w czarną skórę, widać jaskrawo niebieskie żyłki 
okładka mieni się nimi. otwiera, stary papier 
nie szeleści, jest sztywny ale mimo że trzeszczy to nie kruszy się. 
wyjrzało słońce, ogród zamienił się w komnatę pryzmatów 
z głazów wystrzeliły tęcze zbijając się w kalejdoskop 
tym że miejscami kolory stapiały się w światło. 
chłopiec spojrzał na stronę tytułową 
intonuje pieśń. 

zarygluj moje myśli 
przed wroga dojrzeniem 
zapleć w przezroczysty węzeł 
w fałszywe wspomnienie 

wzleć mną ponad nędzne plany 
daj pewność co jutro 
daj mi palce bym mógł utkać 
kir na przeklętą ludzkość 

niech przeklęta będzie Matka 
martwym będzie ojciec 
i po wieki niech się święci 
Synów nagły pogrzeb

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może jesteś głodna, albo tęskno Ci do pory roku bardziej wegetatywnej.
      nigdy nie widziałem tego filmu, wiele słyszałem i jakośtak.

      Usuń
    2. aha. dzień wieczór dobry. sennie jest. dobranoc

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyskoczyło mi w w G+. Za mało znam fantasy, żeby coś więcej wiedzieć. Kawałki zrozumiałe, lubię twoje pisanie, nawet, gdy nie rozumiem wszystkiego, nie piszę od podstawówki. Pisanie, to jednak Sacrum, dal Ciebie - mówiłeś - uzależnienie. Jestem. Daleko, ale tak.

    OdpowiedzUsuń